Diana (Uma Thurman) to na pierwszy rzut oka szczęśliwa, dorosła, pozbawiona kłopotów kobieta i żona. Piękny dom, urocza dorastająca córka, kochający (na pierwszy rzut oka) mąż i ciągle wracające wspomnienie masakry, jaka miała miejsce w szkole, w Columbii, do której jako młoda dziewczyna uczęszczała bohaterka. Poza tym jednym problemem wszystko wygląda wręcz doskonale. Dochodzi do momentu w którym ma się odbyć uroczystość, upamiętniająca wydarzenia z tamtego dnia. Dnia, w którym całe życie bohaterki legło w gruzach. Pierwsza scena nie porywa, ale wciąga. Oto dwie urocze dziewczyny: młoda Diana (Evan Rachel Wood) i jej przyjaciółka Amanda (Nathalie Paulding) mimo dzwonka informującego o rozpoczęciu zajęć, wchodzą na chwilę do szkolnej toalety. Nawiązuje się rozmowa. Po chwili z korytarza słychać krzyki i strzały. Do toalety wbiega szalony uczeń z karabinem w ręce. Na ciąg dalszy wydarzeń przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Bardzo bym chciała aby ktoś podzielił się ze mną na temat tego filmu, gdy już go obejrzy. Przesłanie jest proste, ale film jest baaaardzo metaforyczny...