Ależ już wyjaśniam. Na wstępie powiem, że sprawa jest już chyba prawie wyjaśniona. Post będzie mega-długi za co przepraszam, ale chcę żeby wszystko było jasne. Temat zaczęłam wpisem o Kwejku zatem opiszę całą sytuację od początku do końca.
Uznałam że w sumie można jakoś spróbować wypromować Katinę w Polsce. Rozmawiałam o tym z szymem, podzieliłam się pomysłem o wysłaniu maila do Kwejka. Fani t.A.T.u. znają takie akcje - prosi się o dodanie do playlisty bla bla. Po przegadaniu tematu z szymem, napisałam maila, którego możecie zobaczyć poniżej (zrzut z mojego ekranu żeby nie było, że zmyślam, bo po wtorku spodziewam się już naprawdę wszystkiego). W tym miejscu pragnę zaznaczyć
słowo klucz:
PRZESŁUCHAĆ.
Odpowiedź jaką otrzymałam napisałam już w poście rozpoczynającym temat. Trochę się zdziwiłam, że odpowiedź nadeszła tak szybko, ale wiecie jak to jest - człowiek się jara i w sumie nie myśli o tym, że coś tu jednak może być nie tak. Zbyt dobre żeby było prawdziwe. Gdy tylko przeczytałam wiadomość, odpisałam. Zrzut poniżej.
No i w sumie dla mnie sprawa wtedy była zamknięta. Napisałam, dostałam odpowiedź, podziękowałam, cześć. Na stronie pojawił się news, na naszym fanpejdżu też. Nawet na forum Leny podzieliłam się radosną wiadomością. Wszystko było gites. Do czasu. Przyszedł poniedziałek. Piosenka poleciała w radiu, podjara jak to zwykle w takich sytuacjach. Uznałam, że skoro już robimy akcję z mailami to w sumie mogę napisać do Svena. Napisałam że fani wysyłają maile bla bla bla, ale to nie działa zbytnio bo przecież stacje nie mają piosenki. Dodałam że właściwie to skontaktowałam się z gościem z radia Kwejk FM, którego zapytałam o możliwość puszczenia piosenki. Wspomniałam że wysłałam Panu od radia adres email managementu z nadzieją, że się skontaktują bla bla bla i że fani są happy iż piosenka poleciała w radiu. W tej wiadomości w sumie z podekscytowania zapomniałam wspomnieć o linku, ale zrobiłam to w kolejnej. Sven nie za bardzo kumał o co chodzi, powiedział że nie wie skąd mają, bo piosenka w wysokiej jakości nie jest w posiadaniu wielu osób. Tutaj pojawiło się moje zaskoczenie zatem uznałam, że trzeba wspomnieć o linku do PromoDJ'a i o paru innych rzeczach kompletnie niezwiązanych z tymże tematem. Mam tu na myśli rotację w innych polskich stacjach. Potem poszło z górki. Na naszym fanpejdżu wywiązała się rozmowa o piosence w polskim radiu. Konwersację możecie przeczytać
tutaj, ale i tak ją opiszę. Napisałam że w sumie to Kwejk nie skontaktował się z managementem tylko samowolka i
dawaj piosenkę z neta ściągnęli. Bla bla bla po czym nagle pojawił się Pan z Kwejka, który walnął wiadomością która maksymalnie podniosła mi ciśnienie. I tu nawet nie chodzi o zdenerwowanie, a najnormalniejszą w świecie dezorientację i, nie boję się tego przyznać, przerażenie. Że jakiś stosowny mail do managementu, że jakieś nieprawdziwe informacje, link do nielegalnego nagrania i że niby osoba (ja) reprezentowała TatuHQ. Otóż wiadomość do Pana z radia napisałam w swoim imieniu. Jako osoba prywatna, zwykła fanka po prostu. O TatuHQ wspomniałam jedynie w kontekście pojawienia się na stronie informacji. Jak widać na fanpejdżu, natychmiast wszystko sprostowałam. Pan z Kwejka stwierdził, że maili już nie ma ale jest przekonany, iż kluczowy fragment brzmiał
"Link do pobrania singla: i tu link". Ponownie sprostowałam, tym razem cytując maila, którego możecie przeczytać wyżej. Kolejna riposta, tym razem o tym że był jeszcze jeden mail i kolejna odpowiedź cytatem. Myślałam, że na tym dyskusja się skończy, ale kolejny komentarz mnie powalił:
"Proszę ze mnie nie robić idioty. Dostaliśmy dwie prośby o dodanie tej piosenki do emisji z dwóch różnych maili .". I teraz pojawia się moje pytanie, wydaje mi się że dość logiczne: po kiego grzyba miałabym pisać jeszcze raz, z innego adresu, skoro dostałam pozytywną odpowiedź na maila, którego wystosowałam? Trochę mi się to nie trzyma kupy. Na takie pytanie, jednakże troszeczkę inaczej sformułowane, odpowiedź byłą następująca:
"Nie wiem, tak jak mówię - nie mam już tych maili, więc nie sprawdzę tego. Wysłałem mail do managementu, na chwilę obecną utwór zdjęliśmy z promocji i anteny. Wróci, gdy otrzymamy legalny plik do emisji. Pozdrawiam i życzę rozwoju strony .". I to wydaje mi się trochę nie fair. Wylewane jest na nas (tak, na NAS, bo pojechano po całej stronie) wiadro pomyj za nic. Bez żadnych dowodów zostaliśmy pozbawieni jakiejkolwiek wiarygodności w oczach managementu. Nawet nie chcę myśleć co Pan z radia napisał w wiadomości do ekipy Leny. I tu pojawia się kolejne pytanie: czy ryzykowałabym wiarygodność swoją i strony dla... w sumie nie wiem czego? Przecież żadnych zysków z tego nie wyciągnęłam. Zwykłe pytanie czy piosenka poleci w radiu, link do zapoznania się z materiałem i email managementu. No i co najlepsze, podpisałam się z imienia i nazwiska. Wiadomość także została wysłana z mojego, że tak to nazwę, maila którego używam do spraw nieco poważniejszych typu kontakt z wykładowcami czyli też jest
imienny. Równie dobrze mogłam się skontaktować z adresu takiego jak koziawólka@ojapierdzielę.pl podpisując się samym imieniem, pozostać anonimowa i koniec. Przecież to jest sekund 5 żeby sprawdzić osobę, chociażby używając Facebooka. Gdybym miała jakieś niecne zamiary, musiałabym być skończoną idiotką i osobą o IQ naleśnika żeby podpisywać się nazwiskiem. Wracając do wątku, natychmiast skontaktowałam się także ze Svenem aby jak najszybciej sprawę wyjaśnić. Pisałam w stanie takiego roztrzęsienia, że wiadomość nawet się kupy nie trzyma. Powiedziałam że Pan z radia próbuje doprowadzić do takiej sytuacji, że wygląda na to iż wysłałam mu link do
ściągnięcia piosenki. Wyjaśniłam kolejny raz, że link służył zapoznaniu się z materiałem przed kontaktem z managemetem. Dodałam iż w mailu, który otrzymają znajduje się informacja o tym jakobym pisała w imieniu managementu co jest nieprawdą gdyż taka sytuacja nie miała miejsca. Napisałam że mogę zrobić printscreena, cokolwiek, bo w sumie nie mam się o co martwić (bo helloł, nie mam nic do ukrycia). Przeprosiłam za zamieszanie, bo sytuacja jest co najmniej nieciekawa. Na koniec, powiedziałam że moje intencje były czyste. Po polsku brzmi to średnio, ale ogólnie chodzi o to że chciałam najzwyczajniej w świecie pomóc. Cała akcja skończyła się na tym, ze Sven zapytał
"czy mam na myśli ten link" podsyłając dokładnie ten sam adres jaki podałam Panu z Kwejka. Stwierdził że jakość jest do dupy, zgrane z radia i jeżeli mam kontakt z którymś Panów z radia to mam ich skierować do niego, a on wyśle im piosenkę. Koniec. Svenowi napisałam, że okazuje się iż ktoś jeszcze pisał do Kwejka i to on wyskoczył z
przedstawicielem managementu w Polsce. W wiadomości zawarłam także kilka zdań o tym, że sprawa powoli zaczyna się chyba wyjaśniać i oczywiście skieruję ludzi z radia do Svena. Pan z Kwejka dostał ode mnie maila, w którym ponownie wszystko wyjaśniłam, ale odpowiedzi nul. Nieporozumienia niestety się zdarzają.
No i to w sumie tyle. Chciałabym w tym miejscu pogratulować zdolności pisarskich tej drugiej osobie, która pisała do Kwejka. Naprawdę, zacznij pisać powieści fantasy, bo widzę w Tobie ogromny potencjał. Oczywiście opcja może być też taka, że fragment z
przedstawicielem został wyolbrzymiony, ale tego już się nie dowiemy, bo maila nie ma.
Dwa główne morały tej historii:
- zatrzymujcie maile, bo nigdy nie wiecie kiedy Wam się przydadzą;
- jeżeli piszecie jakieś wiadomości to róbcie to tak, aby niczego nie można było obrócić przeciwko Wam, bo może Wam to uratować tyłek