To nie jest rynek kubański. To jest rynek nijaki. Nijakość bije z tego tworu na kilometr. Brzmi to bardziej jak niedorobiona rosyjska wersja Lady Sovereign. Taneczne? Może jestem jakaś upośledzona, ale jak do tego można tańczyć poza stąpaniem z nogi na nogę?
Może brak mi wyobraźni. Nie podoba mi się w ogóle. Te plotki, że jej angielski jest lepszy to też jakieś za bardzo optymistyczne spostrzeżenia. W ogóle się nie poprawił. Nie jestem native speakerem, ale Julia z wymową stoi w miejscu. Może to auto-tune daje wrażenie pracy nad wymową? Może to ja jestem przewrażliwiona i rzeczywiście brzmi lepiej?
Przesłucham parę razy i może wtedy będę mogła stwierdzić, że jej wymowa rzeczywiście jest lepsza.
Z całym szacunkiem, ale to jest muzyka dla gimnazjalnych tipsiar na kinderbale. Smutne. Co do tego, że to utwór na lato też się nie zgodzę. Utwory na lato z założenia mają być łatwe, lekkie i przyjemne. Ze szczyptą wesołości i ogólnego bijącego z nich słońca. Tego u Julii nie ma. Ta piosenka... nie jest wesoła. Nie jest ani wesoła, ani smutna. Tak jak już wspominałam - jest nijaka. Oczywiście nie potępiam ludzi, którym się to podoba. Gusta muzyczne są różne. Mój jest dość wybredny. Jedyny motyw, który jestem w stanie przełknąć to fragment przed refrenem.
Trzeba też ustalić jeszcze jedną rzecz - Julia z wokalistki zmienia się w recytatorkę. Genialny sposób na tuszowanie niedoskonałości wokalnych. Tani i prosty.
Idę po popcorn i poczekam sobie na falę
szalonych-nastolatek podnieconych Julią.